Nasza historia

Lipiec 2003 – Powołanie do życia Misji Charytatywno – Opiekuńczej „Betezda”

Zaczęli działać pod koniec lat 90-tych. Chodzili po dworcach, osiedlach, szukali bezdomnych.  Kiedy jakiegoś udało się im wypatrzeć, częstowali go chlebem, dawali paczki z jedzeniem, mówili, że Bóg kocha każdego. Początkowo było ich pięciu. Trzon miniaturowej działalności stanowiło małżeństwo – Basi i Romka Ślazyk. Poznali się w firmie. Romek był współwłaścicielem kilku dużych wydawnictw. Biznes prosperował. Kilka samochodów, pracownicy. Dobre pensje. Pewnego dnia pomyślał, że jak dorobi się naprawdę wielkich pieniędzy, zacznie pomagać ubogim. Bóg chciał jednak inaczej. Z dnia na dzień miłość do pieniędzy słabła, zaangażowanie w biznes malało. Nastąpił kryzys wartości. To, co dotąd było najważniejsze w życiu, przestało się liczyć. W głębi serca wzrastało pragnienie niesienia pomocy ludziom, zwłaszcza bezdomnym. W końcu oboje podjęli decyzję, o powołaniu Misji, której celem będzie okazywanie miłości w praktyce m.in. przez utworzenie stołówki dla ubogich. Zanim jednak to nastąpiło, prowadzili działalność na dworcach, ulicach. Nie dawali jedynie ryby. Do wędki dorzucali sporą dawkę akceptacji i szacunku dla tych, którzy żyli na ulicy. Pragnienie pomocy drugiemu człowiekowi było silniejsze niż zapach ludzkiego ciała, niemytego całymi miesiącami. W osłupienie wprawiał widok Romka, który zimą klęczał przed bezdomnym przy dworcu PKP i roztworem z miodu obmywał mu odparzone stopy…

15.07.2003 – Otwarcie stołówki

Działalność na ulicach przynosiła efekty. Zebrała się spora grupa ubogich mężczyzn i kobiet pragnących zmiany życia. Niemal każdy z nich był uzależniony od alkoholu. Część Romek wysyłał do chrześcijańskich ośrodków terapii uzależnień. Ci, którzy pozostali chodzili na grupę wsparcia, zorganizowaną przez Romana i jeszcze jednego misjonarza – Staszka – przy lokalnym kościele Baptystów. Wkrótce mała kaplica w centrum miasta okazała się niewystarczająca dla tak dużej grupy osób. Pewnej nocy spłonęła. Pożar strawił wnętrze budynku. W ciągu niedługiego czasu ADM wynajęła Kościołowi budynek przy ul. Czartoryskiego 12.To tam, pobliski zakład pogrzebowy wyrabiał trumny. Niepozorna kamienica nadawała się niestety tylko do jednego – do kapitalnego remontu. Romka i Basi nie zniechęcił jednak przeciekający dach, nieszczelne okna i odrapane ściany. Oni widzieli potencjał tego obiektu – dużą salę mogącą pomieścić ponad setkę głodnych ludzi. W połowie lipca otworzono tam stołówkę z prawdziwego zdarzenia. Każdego ranka wydawano śniadania, raz w tygodniu przygotowywano paczki żywnościowe, prowadzone były grupy wsparcia dla tych, którzy pragnęli zmiany życia. Teraz Basię i Romka wspierało więcej osób. W beteździanej kuchni urzędowały wolontariuszki, które same miały wcześniej problem z ubóstwem lub alkoholem. Część z nich piła od wielu lat. Nie trzeźwiały. Przełom w ich życiu nastąpił, gdy spotkały przyjaznych wierzących ludzi. Usłyszały, że Bóg może je uwolnić od picia. Usłyszały i uwierzyły. Jednak, nie był to jedyny przypadek całkowitej zmiany ludzkiego życia…

Basi i Romanowi do tej pory żyło się dobrze. Robiąc zakupy, nie zastanawiali się czy kupić tańszy, czy droższy chleb. Dochody z wydawnictwa całkowicie zaspokajały ich potrzeby materialne. Jednak otwierając stołówkę w połowie 2003 roku, sami byli jednymi z najbiedniejszych tam osób. Biznes, splajtował, oboje nie mieli już serca, by go reaktywować. Nie tylko całkowicie i nieodwracalnie stracili źródło dochodu, ale zawisło również nad nimi widmo utraty dachu nad głową. Stali się niewypłacalni w oczach banku, który udzielił im kredytu na budowę domu. Zakładając stołówkę sami byli jej najbiedniejszymi podopiecznymi. Moment próby nadszedł zimą. Nieogrzewane mury Betezdy nie dawały ciepła. Nie było go również w prywatnym domu jej założycieli. Z powodu zaległości w opłatach gazownia odcięła im dopływ energii. Aby się ogrzać, Basia chodziła na pocztę 12 kilometrów pieszo. Tam, przy stoliku wypełniała sztywnymi z zimna palcami dokumenty Misji. W niedługim czasie ich dom został zlicytowany… Misja jednak działała cały czas. 

20.09.2003 – Koncert muzyki chrześcijańskiej w ramach I Bydgoskiego Dnia Pomocy Bezdomnym, Ubogim i Potrzebującym

Działalność Betezdy opierała się od samego początku na darowiznach. Niestety pieniędzy momentami wystarczało na jedynie na smalec do smarowania chleba. Bywały też jabłka, z których w prowizorycznej kuchni przygotowywano mus. Zbliżała się do tego zima, a to oznaczało, bardzo trudne warunki pomocy – śniadania dla setek ubogich osób i grupy wsparcia w nieogrzewanym lokalu. Zaraz po podpisaniu umowy z ADM w budynku  odmalowano zagrzybione ściany i odnowiono drewnianą konstrukcję podtrzymującą strop. Jednak pieniędzy ciągle brakowało. Młoda organizacja nie miała jeszcze wyrobionej marki. Sponsorzy niechętnie przekazywali środki nieznanej dotąd Misji. Okazją, by to zmienić, stał się I Bydgoski dzień Pomocy Bezdomnym, Ubogim i Potrzebującym. Obchody skupiły się wokół koncertu muzyki chrześcijańskiej. Zagrali lokalni artyści grający utwory chrześcijańskie i gospel – Agnieszka Urbaniak (chórzystka z TGD), Renata Urbaniak (wokal), Piotr Urbaniak (gitara basowa), Daniel Szarafiniak (perkusja), Maciej Cioch (konga), Adam Foks (saksofon). Podczas imprezy wystąpił też młody chłopak – uczeń seminarium teologicznego, były alkoholik i narkoman. Opowiadał, w jaki sposób znalazł się na ulicy i jak Jezus pomógł mu się z niej wydostać. Koncert miał zwrócić uwagę mieszkańców na problem bezdomności i pokazać, że istnieje nowa organizacja niosąca pomoc. 

20.12.2003 – 2008 – Cykl corocznych, wigilijnych spotkań dla dzieci „Gwiazdkowa Niespodzianka”

Betezda swoją pomoc kieruje nie tylko do bezdomnych, alkoholików i narkomanów. Wizja Misji jest znacznie szersza. Świetlice środowiskowe, domy dla sierot, noclegownie dla ubogich, schroniska, domy dla matek z dziećmi, domy dziennego pobytu, hostele, ośrodki kryzysowe, ośrodki odwykowe, ośrodki pomocy, hospicja, domy dla osób starszych, gospodarstwa za miastem, domy chleba, banki żywności, punkty konsultacyjne, szpitale, przedszkola i szkoły chrześcijańskie, więzienia z chrześcijańskim programem powrotu do społeczeństwa, szkoły aktywizacji zawodowej, chrześcijańskie poradnie psychologiczne i kryzysowe, punkty konsultacyjno – terapeutyczne, centrum uwielbienia, szkolenia motywacyjne, coaching, centra integracji społecznej. Lista jest długa. Swoje miejsce znajduje w niej pomoc dzieciom pochodzącym z rodzin ubogich lub zagrożonych patologiami. Wyrazem takiej pomocy był cykl bożonarodzeniowych imprez dla dzieci, zapoczątkowany w 2003 roku. 

Spotkania wigilijne organizowane były w oparciu o charytatywną akcję „Gwiazdkowa Niespodzianka”, która jest częścią międzynarodowego programu, mającego na celu pokazanie dzieciom z ubogich rodzin, że są cenne, ważne, a przede wszystkim, że nie są zapomniane. W ramach programu rodziny z Niemiec, Anglii i innych europejskich krajów przygotowują prezenty, które są nie tylko wynikiem ofiarności sponsorów, ale przede wszystkim oznaką Bożej miłości. Organizatorzy akcji – Stowarzyszenie Samaritans Purse – współpracowało w Polsce m.in. z ośrodkami pomocy społecznej, pogotowiem opiekuńczym, oraz innymi instytucjami niosącymi pomoc. Do programu dołączyła również Misja Betezda. 

Wystarczyło wywiesić na drzwiach plakat, który zapraszał na spotkanie wigilijne. Najpierw pojawiło się dwoje, troje, potem już ośmioro i dziesięcioro dzieci. Lista chętnych szybko się zapełniania. W efekcie, w dniu wigilijnego spotkania przy zastawionych smakołykami stołach zasiadło ponad 30 dzieci. Skąd się tam wzięły? Część znała Betezdę z niedzielnych nabożeństw. Przychodziły same lub z rodzicami. W trakcie kazań miały tzw. szkółkę niedzielną, czyli specjalne lekcje przygotowane na postawie Biblii. Poznawały tam wydarzenia ze Starego i Nowego Testamentu – potop, wyjście z Egiptu, narodzenie Jezusa, dowiadywały się, kim był Mojżesz, Józef, Salomon. Przychodziły chętnie. 

Inne dzieci, które pojawiały się na gwiazdkowych spotkaniach, przychodziły wprost z ulicy. Dowiadywały się, że jest takie miejsce przy Czartoryskiego, gdzie mogą dostać coś słodkiego, jakiś prezent, a przy okazji spędzić czas na zabawach. Bardzo lubiły też opiekunów. Szczególnie polubiły Agnieszkę, córkę Basi i Romka. Wielokrotnie rzucały jej się na szyję i przytulały. Agnieszka na te wyrazy sympatii, również odpowiadała miłością. I dzieci to czuły. 

Każda „Gwiazdka” przebiegała w radosnej atmosferze. Dzieci choć na chwilę mogły oderwać się od biedy, krzyku, pijaństwa. Mogły zobaczyć inną jakość. Paczki otwierały z wielkim zniecierpliwieniem. Kunsztownie zapakowane pudełka mieściły zabawki, słodycze, czasem drobne ciuchy. Przygotowali je sponsorzy – zazwyczaj chrześcijańskie rodziny z krajów Europy Zachodniej. 

2003 – Założenie Punktu konsultacyjnego Teen Challenge dla osób uzależnionych 

W latach 50-tych pewien człowiek w Stanach Zjednoczonych postanowił zatroszczyć się o dzieci, które działały w młodzieżowych gangach. Docierał do najbardziej zbuntowanych i niebezpiecznych młodocianych kryminalistów i okazując im miłość, pokazywał możliwość zmiany życia, jaką gwarantuje osobiste poznanie Jezusa Chrystusa. Działalność Davida Wilkersona w efekcie doprowadziła do tego, że młodzieżowe gangi w Nowym Jorku praktycznie przestały istnieć. W swojej pracy zauważył jedną prawidłowość – wszystkie dzieci, które miały kontakt ze światem przestępczym, w jakimś stopniu były uzależnione od substancji odurzających. Chcąc wyeliminować problem przestępczości młodocianych już u podstaw, stworzył misję, która niosła pomoc najpierw nieletnim w Nowym Jorku i Chicago, a później już na całym świecie. Misja Teen Challenge w latach 80 pojawiła się również w Polsce, a od 2003 roku jej oddział działa również w Bydgoszczy przy Misji Betezda. 

Jego zadaniem jest pomoc osobom uzależnionym w organizacji wyjazdu do jednego z dwóch ośrodków odwykowych – w Łękini i Broczynie. W praktyce oznacza to, że konsultant Teen Challenge pomaga alkoholikom i narkomanom w załatwieniu wszystkich dokumentów związanych z wyjazdem do ośrodka, utwierdza w decyzji, a czasem nawet sam odwozi podopiecznych na odwyk. Leczenie trwa rok. W tym czasie uczestnikom nie wolno opuszczać ośrodka. Terapia odbywa się w oparciu o chrześcijańskie poradnictwo. 

W wyniku działania przy Misji oddziału Teen Challenge do 2009 roku leczeniem objęto ponad 30 osób. Większość z nich wróciła do społeczeństwa i żyje stabilnym życiem. Mirosław Olszewski, który trafił z Betezdy na odwyk do Teen Challenge, jest obecnie terapeutą uzależnień. Kobieta, którą konsultant bydgoskiego oddziału – Michał Bilski osobiście odwiózł do ośrodka, dzisiaj sama pomaga w Beteździe jako wolontariuszka. 

Luty 2004 – Działalność Misji zagrożona

Misja Charytatywno – Opiekuńcza „Betezda” funkcjonowała od samego początku jako komórka Kościoła Chrześcijan Baptystów. Romek, Basia i dwaj inni misjonarze zainteresowani pomocą bezdomnym, zostali oficjalnie oddelegowani do służby przez pastora Adama Kościuszko. Zbór początkowo wędrował po różnych, mniej lub bardziej przystających do charakteru kościoła miejscach. Raz baptyści spotykali się w salce zajezdni autobusowej, innym razem w Pałacu Młodzieży, jeszcze innym razem wynajmowali małe pomieszczenie w kamienicy przy ulicy Chwytowo. Po pożarze tej ostatniej w 2003 roku zbór wynajął budynek przy Czartoryskiego 12, jednak opłaty przewyższające 1 tys. zł miesięcznie mocno nadwyrężyły budżet małego kościoła.  Po niedługim czasie Baptyści doszli do przekonania, że nie są już w stanie opłacać najmu. Rozwiązali więc umowę. Działalność Basi i Romka stanęła tym samym pod znakiem zapytania. 

Sytuacja była jasna. Jeśli ADM, (która zarządzała budynkiem w imieniu Urzędu Miasta) nie zgodzi się na bezpłatne użyczenie lub nie wskaże innego lokalu, w którym taka działalność mogłaby być prowadzona, wówczas stołówka i cała Misja przestaną istnieć. 

Tymczasem Betezda działała dość prężnie. 

Do tej pory każdego tygodnia w Misji wydawano 150 paczek żywnościowych, każdego dnia średnio 70 osób mogło zjeść w misji śniadanie. Zimą liczba głodnych wzrastała czasem do 300 osób dziennie. Oprócz pomocy doraźnej w postaci posiłków, w Beteździe kwitła działalność duszpasterska, prowadzono niedzielne i środowe nabożeństwa ewangelizacyjno – rekolekcyjne, funkcjonował punkt konsultacyjny Teen Challenge dla osób uzależnionych, prowadzono cztery grupy wsparcia, niebawem też miała powstać świetlica dla dzieci z ubogich rodzin. Ta rozbudowana działalność zawisła teraz na włosku. 

Sytuacja była o tyle niejasna, że Basia i Romek już od blisko pół roku starali się o nieodpłatne użyczenie starej wytwórni trumien. Jednak bezskutecznie. ADM zaproponowała budynek dawnej szkoły przy ul. Sandomierskiej, jednak nie za darmo. Misjonarzy nie było stać nawet na wynajem jedynie po kosztach. Apelowali więc do urzędu miasta, wysyłali wnioski, podania, prośby, niektóre nawet podpisane przez podopiecznych Misji. W marcu 2004 do kancelarii prezydenta Bydgoszczy wpłynęła kolejna prośba o nieodpłatne użyczenie budynku podpisana przez 116 podopiecznych. Miesiąc później podopieczni wystosowali oficjalny apel do władz miasta o umożliwienie dalszej działalności Misji poprzez zwolnienie z opłat czynszowych. Pod apelem podpisało się tym razem 146 osób. Basia i Romek robili, co mogli. Wolontariusze Betezdy również. Każdego dnia przed pracą zanosili modlitwy do Tego, który jest Panem nad Panami i Królem nad Królami. Czekali, aż Bóg wysłucha ich prośby. W napięciu, niepewności. 

Pod koniec marca sprawą Betezdy zainteresowały się lokalne media. Bezdomni udzielili kilku wywiadów, mówili w nich, jak bardzo potrzebują Betezdy. 

31 marca kończyła się umowa najmu, którą podpisały jeszcze władze kościoła. ADM nie chciała się zgodzić na nieodpłatne użyczenie. Lada dzień Misja miała zakończyć działalność. Pojawiły się już nawet plany, aby budynek wynająć Caritas.

Nadzieja pojawiła się, gdy jeden z zastępców prezydenta miasta ogłosił w lokalnych mediach, że „Nikt Betezdy na bruk nie wyrzuci”.  Zlecił również ADM wycofanie terminu wypowiedzenia najmu i zniesienie opłaty czynszowej. Wszystkie rozstrzygnięcia w tej sprawie miały nastąpić dopiero w pierwszych dniach kwietnia. Cały czas jednak nie było pewności, czy postanowienia ratusza zostaną wykonane. 31 marca drzwi Betezdy były zamknięte. 

Rozwiązanie przyszło w ostatniej chwili. Od 1 kwietnia 2004 zaczęła obowiązywać nowa umowa najmu, na dogodnych zasadach. Co prawda nadal trzeba było płacić, ale już niewielką kwotę i tylko za tzw. media. Wszyscy odetchnęli z ulgą. W całym tym zamieszaniu tylko dwa razy w Beteździe nie było śniadań. Już nikt nie martwił się przerwami w dostawie żywności od sponsorów. Radość z wysłuchanych modlitw była ogromna. 

Wrzesień 2004 – czerwiec 2007 – Działalność „Klubu Małych Beteździaków”

Mali beteździacy znaleźli szczególne miejsce w sercu Agnieszki, córki Basi i Romka. Dzieci lgnęły do niej, rzucały się na szyję, przytulały. Każdej soboty chętnie przychodziły do Betezdy na zajęcia w ramach klubu środowiskowego, który przy Beteździe założyła Agnieszka. Od 10:00 rozpoczynały się lekcje biblijne, potem śniadanie, a na końcu zabawy i zajęcia plastyczne. O 14:00 wychodziły do domów. Klub działał tak, jak szkoły. Od września do czerwca. Zajęcia, które początkowo odbywały się tylko w weekendy, z czasem rozszerzyły się też na poszczególne dni tygodnia. Po szkole, dzieci mogły wpadać do Misji, by pod okiem Doroty Błaszkowiskiej, zatrudnionej przez BORPĘ nauczycielki matematyki odrabiać lekcje. Przychodziły głównie dzieci ze śródmieścia, z rodzin ubogich i dotkniętych różnymi dysfunkcjami. Często były wychudzone. W zniszczonych i sfatygowanych ubrankach. Regularnie do Klubu Małego Beteździaka przychodziło ok. 30 dzieci. Każdy początek i koniec roku szkolnego w Klubie obchodzono uroczyście. Agnieszka dbała, by dzieci choć na chwilę oderwały się od szarej rzeczywistości. Dlatego, za każdym razem, pojawiały się nowe atrakcje. Raz na zakończenie roku szkolnego w świetlicy był piknik z grillem i kiełbaskami, innym razem spektakl pantomimy Teatru Dar, a jeszcze innym razem pokazy clownów. Klub Małych Beteździaków był nie tylko kolejną propozycją na spędzanie czasu, ale przede wszystkim był miejscem opieki, w którym maluchy czuły się szanowane, doceniane i kochane. 

25.09.2004 – II Bydgoski Dzień Pomocy Bezdomnym, Ubogim i Potrzebującym 

Wzorem ubiegłego roku obchody Dnia Pomocy skupiły się wokół muzyki. Dla ubogich i bezdomnych zagrał charytatywnie znany chrześcijański zespół Pomoc Duchowa. Koncert przyciągnął wielu słuchaczy. W zamyśle Romka od zawsze były starania, by podopiecznych Misji gościć według najwyższych standardów – aby ci odepchnięci przez bliskich, zagubieni we własnych problemach i skażeni bezradnością ludzie mogli w Beteździe odczuć namiastkę domu. Koncert zorganizowany specjalnie dla nich miał im pokazać, że są ważni, że komuś na nich zależy. 

24.01.2005 – Początek trzyletniego programu wsparcia pn. „Zapewnienie posiłku osobom bezdomnym”

Misja Betezda odpowiada na najistotniejsze potrzeby ludzi bezdomnych, prowadząc punkt wydawania posiłków. Każdego dnia od kilkudziesięciu do nawet kilkuset głodnych dostaje śniadanie. To jednak często nie wystarcza. Latem, owszem. Podopiecznych jest wówczas mniej. Znajdują dorywcze prace, wyjeżdżają za miasto, gdzie zajęć w letnie dni jest więcej lub po prostu organizują sobie prowizoryczne schronienia, gdzie popadnie i mieszkają tam, ile się da. Pojawiają się po sezonie. Jesienią i zimą. Wtedy zaglądają do Betezdy. Dobrze, gdy na stołach jest chleb z wędliną lub serem. Gorzej, gdy pojawiają się kromki ze smalcem albo z samych ketchupem. Wszystko zależy od sponsorów. Podopieczni nie mają jednak wyboru. Jak zresztą sami żartobliwie mawiają „Kłak czy wełna, byle kicha pełna”. 

To jednak nie jest pomoc wystarczająca. Kilka kromek chleba ze smalcem nie wystarczy, by przetrwać zimą. Dlatego od stycznia 2005 roku Betezda, w celu poprawy jakości pomocy potrzebującym podjęła współpracę z MOPS-em w ramach programu „Zapewnienie posiłku osobom bezdomnym”. 

Projekt trwał blisko cztery lata. Nie chodziło w nim tylko o przygotowywanie ciepłych posiłków pięć dni w tygodniu. Pomoc miała być szersza. 

W pierwszej kolejności wyłoniono osoby, które regularnie korzystają z betezdowych śniadań. Pięć dni w tygodniu wolontariusze Misji przygotowywali 100 porcji pożywienia, wydawanego od poniedziałku do piątku. W soboty podopieczni dostawali suchy prowiant na wynos. Łącznie, każdego roku w ramach programu, dla podopiecznych Betezdy przygotowywano 24 tys. porcji ciepłego, pełnowartościowego jedzenia. 

W 2008 roku liczba podopiecznych korzystających z programu podwoiła się. Dziennie do stołówki przychodziło już nie 100, a 200 osób. Wówczas śniadania wydawano również w soboty, a pełniejsze posiłki popołudniami. Wolontariusze docierali też do tych, którzy mieszkali na Dworcu PKP i z różnych przyczyn nie chcieli przychodzić do Betezdy. Dla nich trzy razy w tygodniu pracownicy Misji wynosili kanapki i ciepłą herbatę. Ustawiali się przy Dworcu, tak by nie przeszkadzać podróżnym. Każdorazowo wokół skrzynek z chlebem pojawiało się od kilkunastu do kilkudziesięciu osób. Jedząc chleb, słuchali nauczań o zmieniającej życie miłości Jezusa.

Program „Zapewnienie posiłku” zakładał również pomoc bezdomnym w podniesieniu jakości życia. Spośród tych, którzy przychodzili do Misji na posiłek, wyłoniono chętnych do wzięcia udziału w grupach wsparcia i aktywizacji zawodowej. 

Każdorazowo 10 osób miesięcznie obejmowano programem Aktywnego Wychodzenia z Bezdomności i Ubóstwa. Pięć kolejnych osób spośród przychodzących na śniadania brało udział w Terapii Przez Pracę. Uczestnicy terapii pracowali nad przygotowaniem posiłków razem z wolontariuszami Misji. W ten sposób mogli nadrobić braki w obyciu społecznym i poczuciu własnej wartości spowodowane długotrwałą bezdomnością czy ubóstwem. W dalszej kolejności uczestnicy terapii objęci zostali programem zajęć w kilkunastoosobowych grupach. W ciągu blisko czterech lat funkcjonowania programu z warsztatów terapeutycznych skorzystało 20 osób. 40 osób brało czynny udział w Programie Wychodzenia z Bezdomności, 15 osób poprawiło swoją sytuację materialną, opuściło schronisko dla bezdomnych, nawiązało stosunek pracy lub podjęło wysiłek w celu nawiązania kontaktu z bliskimi.  Pięć osób wysłano też na terapię odwykową do ośrodka Teen Challenge. 

Aby program mógł funkcjonować potrzebni byli wolontariusze. W Misji od samego początku pracowała grupa osób, które podejmowały trud przygotowania żywności dla kilku setek głodnych. Robili to nieodpłatnie. Zanim jednak zaczęły współpracę z Betezdą, wcześniej same przychodziły tu na śniadania głodne, zagubione, związane nałogami, będące w trudnej sytuacji finansowej. To właśnie oni od początku istnienia Betezdy każdego dnia przychodzą do Misji o 4 lub 5 nad ranem. Topią słoninę na smalec, smarują nim setki tysięcy kromek chleba, na koniec sprzątają stołówkę. Wychodzą do domów późnym popołudniem. W Beteździe znaleźli sens życia. To daje im siłę, by przychodzić tu każdego dnia. 

Misja w efekcie dotychczasowej działalności nawiązała kontakt z przedsiębiorcami i osobami prywatnymi owocujący darowiznami na rzecz pomocy ubogim. Wartość wkładu rzeczowego wniesionego w ten sposób w program wynosiła każdego roku 64 tysiące. Rzadko sponsorzy oferowali pieniądze. Najczęściej była to żywność. Dlatego cenny okazał się wkład finansowy MOPS-u. Przez cztery lata funkcjonowania programu z kasy Ośrodka Pomocy Społecznej wpłynęło do Betezdy blisko 104 tys zł. Pieniądze te pozwoliły na zakup żywności, opłacenie rachunków i co najważniejsze – na remonty i wyposażenie kuchni. 

Marzec 2005 – Pomoc dzieciom z Domu Samotnej Matki 

Współpraca ze stowarzyszeniem Samaritans Purse okazała się bardzo owocna. Organizacja przekazała Misji tak dużą liczbę paczek z prezentami, że wystarczyło nie tylko dla dzieci z Klubu Małego Beteździaka, ale również dla maluchów z Domu Samotnej Matki. 

Pomył, by to właśnie tam przekazać prezenty, narodził się spontanicznie. Agnieszka, która zajmowała się w Misji dziećmi, prowadziła całą akcję. Pomagała jej w tym mama, Basia Ślazyk.  Zapakowanym prawie pod sam dach polonezem zajechały pod placówkę. Dzieci na sam widok uśmiechały się od ucha do ucha. Niektóre patrzyły z niedowierzaniem, jak Agnieszka wypakowuje z samochodu całe naręcza prezentów. Szybciutko podbiegały do niej, by pomóc nieść. 

Całe spotkanie przebiegało w świetlicy. Około 20 dzieci otrzymało prezenty. Przyszły tam razem z mamami. Podziękowaniom i wyrazom wdzięczności z ich strony nie było końca. Mały gest, a tak wiele dla nich znaczył. 

11.05.2005 – Koncert Dona Shire dla podopiecznych Betezdy 

To był pierwszy w Polsce występ popularnego w USA artysty. Don przyjechał do Bydgoszczy na zaproszenie chrześcijan ze zboru ewangelicznego. Tak się złożyło, że jego pierwszy występ odbył się właśnie w Beteździe. 

Don Shire jest nie tylko znanym na całym świecie trębaczem z wielką pasją do opowiadania ewangelii, ale przede wszystkim misjonarzem, pracującym na rzecz najbiedniejszych mieszkańców  Trzeciego Świata. Don opiekuje się sierotami na Haiti i w Ghanie, organizuje pomoc dla wdów w Indiach, tam też wspiera budowę kościołów i szkół dla dzieci żyjących na ulicy. Pomaga też plemionom zamieszkujący dżungle Wenezueli.  Koncertuje w nietypowych miejscach – więzieniach, kościołach, na konferencjach misyjnych i spotkaniach ewangelizacyjnych.  Jego muzykę można usłyszeć w chrześcijańskich rozgłośniach radiowych w USA i w kilku stacjach o międzynarodowym zasięgu. Don jest również założycielem Don Shire Ministries Mission Cruise, ekspedycji złożonej z chrześcijan, którzy pływając statkiem między Karaibami i USA dzielą się ewangelią w portach i małych miejscowościach. Podczas rejsów modlą się i uwielbiają Boga, na lądzie zaś wspierają lokalne kościoły i szkoły, odwiedzają więźniów i głoszą ewangelię metodą door to door. 

Twórczości Dona Shire nie da się w prosty sposób zakwalifikować do konkretnego nurtu. Artysta  porusza się płynnie w wielu stylach, począwszy od klasyki przez jazz i gospel. Podczas wystąpień nie tylko gra, lecz także opowiada ludziom o tym, jak wejść w osobistą relację z Bogiem przez Jezusa Chrystusa.  

Lipiec 2005 – Remont kuchni i stołówki

Budynek, w którym powstała stołówka Misji Betezda był w opłakanym stanie. Wewnętrzne ściany pokrywała grupa warstwa pleśni, której powstawaniu sprzyjała wilgoć i przeciekający dach. Dyskomfort przebywania w pomieszczeniu potęgowały odrapane ściany, nieszczelne okna i ziszczone posadzki. Co prawda woda i prąd były podłączone, jednak jakość instalacji nie pozwalała na bezpieczne korzystanie z lokalu. Do tego dochodził poważny problem braku jakiegokolwiek ogrzewania. Nie wchodziło w grę podłączenie do sieci miejskiej ani zamontowanie własnego pieca i kaloryferów. Można było wbudować kominek, ale na to misjonarze nie dostali pozwolenia. Co gorsza, budynku nie można było ocieplić z zewnątrz, z powodu zabytkowej fasady, a wewnętrzna izolacja przy braku ogrzewania sprzyjałaby utrzymaniu wilgoci i pleśni. Głównym zadaniem Betezdy jest prowadzenie stołówki, co wymaga dużej i dobrze wyposażonej kuchni. Niestety ówczesny stan wyposażenia Misji przedstawiał też bardzo skromnie – liche szafki, dwa stoły, kilka noży, kuchenka gazowa. Dla sprawnej i bezpiecznej działalności konieczny był więc remont wnętrza budynku, wymiana instalacji elektrycznej, renowacja przeciekającego dachu i doposażenie kuchni. Takie były bieżące potrzeby Misji. Pieniędzy jednak było niewiele. Część środków na remont udało się pozyskać od sponsorów, część z programu współpracy z MOPS-em. Ten ostatni na wyposażenie kuchni przeznaczył w 2005 roku 3 tys. zł. Dzięki tym pieniądzom podniesiono standard przygotowywania i wydawania posiłków. Prace modernizacyjne budynku w 2005 roku były jedynie zapowiedzią generalnego remontu, który odbył się rok później. 

19.09.2005 – Początek współpracy z Caritas Diecezji Bydgoskiej w ramach programu PEAD „Dostarczanie żywności dla najuboższej ludności UE”

Program polegał na nieodpłatnym przekazaniu żywności dla najbiedniejszych mieszkańców Bydgoszczy. Gotowe artykuły spożywcze pochodziły z zasobów Unii Europejskiej, która za pośrednictwem bydgoskiej Caritas udostępniała je organizacjom zajmującym się pomocą społeczną. Betezda również wchodziła do grona takich pośredników. 

W ramach programu Misja otrzymała i rozdysponowała podopiecznym:

  • 4224 litry mleka
  • 300 kg cukru
  • 670 kg makaronu, 
  • 810 kg mąki,
  • 99 kg sera topionego, 
  • 284 kg sera żółtego, 
  • 800 kg kaszy.

Produkty wchodziły w skład paczek żywnościowych, które otrzymywali podopieczni Misji. Przez 17 miesięcy wydano w ten sposób około 2 tys. porcji żywności.  

22.10.2005 – Koncert Charytatywny w ramach III Bydgoskiego Dnia Pomocy Osobom Bezdomnym, Ubogim i Potrzebującym. 

Założenia tegorocznych obchodów Dnia Pomocy, podobnie jak w latach ubiegłych, dotyczyły zwrócenia uwagi społeczeństwa na problem bezdomności. Tym razem Betezdęwspomagał w tych działaniach chrześcijański zespół Missio Muzyka. 

Podczas koncertu muzycy przekazywali treść Ewangelii, dzielili się wiarą, pokazywali, co może stanowić główny cel życia i motywację do działania. W przerwie między kolejnymi utworami przeprowadzono zbiórkę pieniędzy na wsparcie stołówki. Podczas koncertu cała sala Betezdy wypełniła się ludźmi do ostatniego miejsca. Chętni, którzy się spóźnili, stali pod ścianą. Przyszło wiele osób, starszych i młodszych. Muzyka i słowa wzruszały. Pobudzały do refleksji. Do zmiany życia. 

28.12.2005 – Koncert Zespołu Pomoc Duchowa

Był to już drugi w Beteździe występ charyzmatycznej grupy muzyków. 

Tamtego dnia w Misji było bardzo zimno. Nieogrzewane pomieszczenie nie dawało ukojenia zmęczonym i wyczerpanym podopiecznym. Mało kto wie, że brak odpowiedniego wyżywienia i miejsca na odpoczynek sprawia, że bezdomni, nawet w ciepłe dni odczuwają chłód. To za sprawą wyczerpania. Zimą do tego dochodzi niebezpieczeństwo odmrożeń. Najbardziej narażone są stopy i twarz. Jednak mimo niskiej temperatury wewnątrz budynku, gości było sporo. Końcówka roku to dobry czas na przemyślenia, wnioski i refleksje nad życiem. Powodów do tego dostarczały piosenki zespołu. Pomoc Duchowa znana jest z głębokich, zapadających w serca tekstów będących często współczesną interpretacją biblijnych psalmów. 

13.01.2006 – Początek działalności misyjnej wśród bezdomnych na Dworcu PKP w Bydgoszczy

Misja Betezda działa na nie tylko na rzecz najbardziej ubogich mieszkańców miasta, ale też pomaga każdemu, kto jest w jakiejkolwiek potrzebie, nie pytając o wysokość dochodów, miejsce zameldowania czy wyznanie. Brak wymogów do otrzymania pomocy sprawia, że stołówkę z roku na rok odwiedza coraz większa liczba osób. Czasem wzrasta ona do 300 w ciągu jednego dnia. Mimo to jednak spora grupa nie dociera do Betezdy. Są zbyt słabi, by dojść do ul. Czartoryskiego o własnych siłach. To właśnie do nich Roman Ślazyk skierował nową formę pomocy. Razem z Wojtkiem Kułakowskim powołał nową służbę pod postacią działalności misyjnej na bydgoskim dworcu kolejowym. Tam gromadziło się najwięcej bezdomnych. Spali na poczekalni lub w kolejowych pustostanach, wagonach czy nawet bezpośrednio na peronach. 

Początkowo Romek z Wojtkiem rozdawali im kanapki i ciepłą herbatę. Padały słowa zachęty, wsparcia. Obaj doskonale wiedzieli, z jakimi problemami, emocjami i trudnościami zmagają się bezdomni. Romek z dnia na dzień tracił dom, który miał być schronieniem dla całej jego rodziny. Nie było już szansy, by go odzyskać. Wojtek też od podszewki znał życie tułacza. Niegdyś jako pracownik stacji górskiej w Himalajach, na własne oczy widział najwyższy szczyt świata. Miał go niemal na wyciągnięcie ręki. Po powrocie do Polski taką górą dla niego okazał się alkoholizm. Ta góra przerosła jego siły i spowodowała, że przez długi czas żył na ulicy. Dzięki pomocy innych osób wydostał się z tarapatów. Ulica jednak nęciła go nadal. Jednak już nie alkoholem i beztroską, ale tym razem chęcią pomagania tym, którzy tak jak on dawniej, mieszkali na ulicy. 

Działalność na dworcu z czasem się rozrosła. Do Wojtka i Romka dołączyli kolejni – Daniela Treichel i Krzysztof Brandt z córką Asią i jej mężem Robertem. Teraz spotkania na dworcu nie ograniczały się jedynie do rozdawania kanapek i herbaty. Przerodziły się w regularne nabożeństwa z muzyką, modlitwą i krótkim kazaniem. Początkowo uczestniczyło w nich kilkanaście – kilkadziesiąt osób. Jednak w miarę rozwoju służby przychodziło ich coraz więcej. Z czasem brali w nich udział już nie tylko bezdomni, ale też przechodnie i podróżni. Niestety w momencie największego zainteresowania dworcowymi nabożeństwami, kiedy liczba uczestników wzrosła do setki osób, władze porządkowe zaczęły wypraszać misjonarzy z terenu PKP. Wobec tego spotkania przeniesiono na zajezdnię autobusową przed dworcem. Tam już nabożeństwa mogły odbywać się bez przeszkód. Służba w tej formie trwała ponad dwa lata, a jej największy rozkwit przypadł na 2008 i 2009 rok.

Spotkania odbywały się trzy razy w tygodniu. Porządek zawsze był taki sam: śpiewanie pieśni uwielbiających Boga, nauczanie lub kazanie oparte na Biblii, a na końcu poczęstunek kanapkami i ciepłą herbatą. 

W efekcie działalności na dworcu jedna osoba, żyjąca w skrajnym ubóstwie, wydostała się z alkoholizmu i biedy. Obecnie pracuje jako terapeuta w ośrodku odwykowym w Boguszów – Gorce koło Wałbrzycha. 

21.01.2006 – Otwarcie kościoła przy Misji Betezda

Liczba potrzebujących, którzy korzystali z pomocy Misji cały czas rosła. Wzrastała też potrzeba objęcia opieką duszpasterską tych zagubionych, poranionych, odrzuconych przez los ludzi. Podobną troską trzeba było objąć wolontariuszy, którzy pracowali dla Misji, dla których codzienne pomaganie stało się stylem życia, a którzy sami potrzebowali jeszcze poukładać swoje pogmatwane sprawy. Romkowi i Basi z pomocą przyszedł Kościół Kanaan we Wrocławiu. Nowy sprzymierzeniec w postaci pastora Bolesława Paliwody miał takie same plany w sercu dotyczące ubogich. Nauczanie pastora dotyczące miłości okazywanej w praktyce w sam raz pasowało do charakteru Betezdy. W niedługim czasie Ślazykowie wystąpili do Kanaanu o utworzenie kościoła lokalnego, pod patronatem wrocławskiego zboru. Nowa społeczność przyjęła nazwę Centrum Chrześcijańskiego Kanaan Kościół Lokalny Misja Betezda. Przewodniczącym Rady Kościoła Lokalnego (pastorem) został Roman Ślazyk. Mimo zmiany nazwy Betezda pozostawała tą samą organizacją non-profit, prowadzącą stołówkę dla ubogich. Dla władz miasta i urzędników zarządzających budynkiem Betezdy była to jednak istotna zmiana. Tak istotna, że po przekształceniu koszt wynajmu lokalu wzrósł o 400 %.

21.01.2006 – Kryzys działalności Betezdy

W związku ze zmianą nazwy Misji Ślazykowie zwrócili się do odpowiedniego urzędu o uaktualnienie umowy najmu lokalu przy Czartoryskiego. W odpowiedzi dostali nową umowę, która opiewała jednak na dużo wyższą kwotę w porównaniu z dotychczasową. Od stycznia zaczęły co miesiąc przychodzić faktury od zarządcy nieruchomości na blisko 500 zł. Był to poważny cios dla Betezdy, która utrzymywała się w głównej mierze z darowizn w formie rzeczowej. Zamiast pieniędzy sponsorzy woleli dać 10 kg. słoniny, kilka skrzynek chleba, makaron, ryż. To wystarczało, by przygotować codzienne śniadanie dla ubogich, ale nie było w stanie pokryć rosnącego długu. Nie pomagały listy, słane do prezydenta Bydgoszczy. Pieczę nad nieruchomością sprawowała ADM, która dzierżawiła budynek od miasta. Nie wchodziło więc w grę unieważnienie umowy, czy anulowanie opłat. Zadłużenie z miesiąca na miesiąc rosło. W związku z brakiem wpłat ADM zagroziła rozwiązaniem umowy. Betezda stanęła przed dylematem być, czy nie być. 

We wrześniu podopieczni Misji wysłali do kancelarii prezydenta apel, podpisany przez 182 osoby. 

Niewielki przełom przyszedł w momencie, kiedy ADM cofnęła wypowiedzenie umowy najmu, anulowała odsetki za powstałe zaległości, a ciążący nad misją dług – 3,5 tys. zł – rozłożyła na 10 rat. To jednak nie rozwiązało całkowicie problemu, ponieważ nadal trzeba było regulować opłaty narzucone przez nową umowę. 

W końcu, po wielomiesięcznych zmaganiach, Ślazykowie postanowili zwrócić ADM klucze do budynku. To oznaczało zamknięcie stołówki. Rozwiązanie Misji. Decyzja zapadła w momencie, kiedy dług urósł do 10 tys. zł. Wizyta w ADM nie była typowa. Urzędnicy nie chcieli przyjąć kluczy. Przyznali, że nie mają innych planów związanych z zajmowaną przez Misję nieruchomością i przypuszczają, że i tak Betezda zaraz odzyska lokal. Basia i Romek opuszczali biuro ADM z mieszanymi uczuciami.

Później, o zaistniałej sytuacji rozmawiali z zastępcą prezydenta miasta. Nie było jednak możliwości, by budżet Bydgoszczy pokrył zadłużenie, v-ce prezydent nie mógł też anulować zadłużenia. To, co zaproponował, to  karkołomny pomysł przekazania zaległości w formie darowizny. W ten sposób, budżet ADM nie ucierpi, a Betezda będzie mieć czyste konto. Pozostało jedynie wykonanie pomysłu. Basia i Romek z doświadczenia wiedzieli, że jako działacze społeczni mają znikomą siłę przebicia. Prezydent przeczuwając to, sam postanowił zadzwonić do prezesa ADM i osobiście skonsultować z nim swój pomysł. Okazało się, że operacja jest możliwa. Zaległość w kwocie 10 tys. zł została przekazana Misji jako darowizna. Dług zniknął. Od razu podpisano też umowę o nieodpłatne użyczenie budynku. Co ciekawe przez cały czas – od końca 2005 do początku 2007 – stołówka pracowała nieprzerwanie. 

24.01.2006 – Rozpoczęcie działalności misyjnej w Schronisku dla Bezdomnych

Betezda swoją działalność kieruje m.in. do bezdomnych. Jest to bardzo trudna grupa społeczna, dotknięta rozmaitymi dysfunkcjami. Osoby bezdomne są apatyczne, mają przytępiony instynkt samozachowawczy, trawią je różnego rodzaju nałogi i depresje. Zazwyczaj są pasywne wobec problemów, nawet wobec własnego życia. Dlatego wiele wysiłku kosztuje zmobilizowanie ich do jakiejkolwiek aktywności. Jedną z prób tego rodzaju podjął Romek z pomocą Wojtka Kułakowskiego, tymczasowego mieszkańca Schroniska dla Bezdomnych i paradoksalnie, człowieka niezwykle oczytanego. Obaj postanowili zorganizować specjalne spotkania, mające na celu zmianę życiowej postawy, właśnie w Schronisku. 

Niestety w pierwszych spotkaniach uczestników było jedynie dwóch – i to w osobach samych prowadzących. Szybko więc Romek i Wojtek postanowili zmienić formę spotkań i postawili na zdrową rywalizację w formie zawodów szachowych i quizów. 

11.03.2006 – Turniej w szachy i warcaby w Schronisku dla Bezdomnych

Jedną z prób zaktywizowania bezdomnych zamieszkujących noclegownię był turniej gry w szachy i warcaby. I jak, początkowo spotkaniami z Romkiem i Wojtkiem nikt się nie interesował, tak teraz chętnych było wielu. Bezdomnych, bardziej niż nowa rozrywka, mobilizowała okazja do zdobycia praktycznej nagrody rzeczowej w postaci książki, czy ręcznika. Ten rodzaj aktywności ujawnił potencjał, jaki drzemie w mieszkańcach schroniska. Potencjał, który przykrywa często gruba warstwa niedowartościowania, odrzucenia i uzależnienia od alkoholu.

14.03.2006 – Koncert muzyki klasycznej na rzecz podopiecznych Misji Charytatywno – Opiekuńczej „Betezda”

To wydarzenie na kartach historii bydgoskiej muzyki zapisało się bez precedensu. Rzadko się zdarza, aby muzycy klasyczni grali na rzecz bezdomnych.  A jednak…

Bilety kosztowały 5 zł. Dochód z koncertu został przeznaczony na rzecz podopiecznych Misji. Melomani mogli więc nie tylko posłuchać dobrej muzyki, ale też wspomóc działalność Betezdy.  W repertuarze znalazły się Aria ze Suity D-dur J.S. Bacha, „Pieśń Bez Słów” Mendelssohna, „Aria” Wiłkomirskiego i słynne prawykonanie kompozycji Przybylskiego „Sceny Biblijne”. Na wiolonczeli grała Agata Jarecka, a na fortepianie jej siostra – Marta. Oprócz nich wystąpiła również Agnieszka Stefańska, która zagrała dla gości Koncert Fortepianowy Wojciecha Kilara. Całość odbyła się tradycyjnie w sali koncertowej im. Feliksa Nowowiejskiego w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy.

27.04.2006 – Koncert Zespołu Hagada z Krotoszyna 

Hagada z hebrajskiego oznacza opowieść, sagę. Taka jest też muzyka artystów z Krotoszyna. Artyści podczas koncertów snują opowieści o cudownym, Świętym Bogu. Tworząc pieśni, sięgają do tradycji żydowskiej by, jak twierdzą, wnieść cząstkę Bożego światła do świata materialnego. 

Podczas koncertu podopieczni Misji mieli okazję usłyszeć orientalne brzmienia i piosenki śpiewane w języku hebrajskim. 

28.04.2006 – Turniej wiedzy o geografii Polski i świata w Schronisku dla Bezdomnych

Turniej był jedną z prób zaktywizowania bezdomnych, mieszkających w schronisku. Romek zorganizował go przy pomocy Wojtka Kułakowskiego, który również mieszkał w schronisku, ale odznaczał się wiedzą z geografii Polski i świata popartą podróżą w Himalaje, gdzie pracował w stacji umiejscowionej u podnóża słynnej Mt. Everest. Pytania do quizu przygotował Wojtek. Spośród wszystkich chętnych, biorących w nim udział wyłoniono 5 najlepszych, którym zadano kolejne, trudniejsze już pytania. Zwycięzcy dostali nagrody rzeczowe. 

Maj – Październik – Generalny remont budynku Misji

W modernizację budynku Misji trzeba było włożyć sporo pracy i pieniędzy. Dzięki sponsorom i funduszom z programu współpracy z MOPS-em udało się kontynuować prace remontowe, które  rozpoczęto rok wcześniej. 

W tym roku prace skupiły się już nie tylko wokół kuchni, lecz objęły zasięgiem cały budynek. Najbardziej konieczne stało się uszczelnienie dachu. Szybko, tradycyjną metodą posmarowano całą  powierzchnię specjalnym lepikiem. Odnowiono też frontową fasadę budynku, która po otynkowaniu przybrała miłe dla oka, ciepłe barwy. Prace objęły też wnętrze lokalu. W kuchni założono nowe kafelki na podłodze i na ponownie odmalowanych ścianach. Wymieniono też  instalację elektryczną i zamontowano nowe gniazdka. Spośród bieżących potrzeb Betezdy na czele wysunęła się konieczność wybudowania drugiej łazienki dla podopiecznych. Wyodrębniono więc przestrzeń, założono ciepłą wodę, umywalkę, powieszono lustro, dystrybutor mydła, na wykafelkowanej półce stanął wazon z kwiatami. Całość prezentowała się okazale. Odnowienia doczekała się też główna sala. Przede wszystkim poprawiono jakość instalacji elektrycznej, otynkowano i uszczelniono okna, usunięto zagrzybiały tynk i odmalowano ściany. Podobne zabiegi przeprowadzono w korytarzu. 

W remont zaangażowali się podopieczni i sympatycy Misji. Od maja do października podniesiono standard budynku o blisko 15 tys. zł. 

17.12.2006 – IV Bydgoski dzień Pomocy Bezdomnym, Ubogim i Potrzebującym 

Tradycją w Misji stały się koncerty towarzyszące obchodom Dnia Pomocy. Dzięki wsparciu muzyków występujących charytatywnie można było nieco podreperować budżet Betezdy, a przy okazji wynieść na światło dzienne problem bezdomności, który społeczeństwo woli odkładać do lamusa. 

Tegoroczna uroczystość, choć obchodzona w grudniu, przebiegała w tropikalnej atmosferze. Stało się to za sprawą czarnoskórych muzyków, którzy przyjechali z Kongo i Senegalu. Dodając do tego znanego chrześcijańskiego rapera – Kolę i lokalnego bębniarza, Piotra Matuszewskiego, powstał dziesięcioosobowy skład, który przeniósł publiczność w miejsce pełnego radości uwielbienia Boga.  

Do tego, każdy podopieczny, który tego niedzielnego popołudnia przyszedł na koncert, otrzymał paczkę z artykułami spożywczymi.